czwartek, 13 lutego 2014

Capítulo dos: "La nueva - vieja amistad, y quiero saber su nombre, chica!"

Rozdział Drugi: „Nowa – stara przyjaźń i chcę znać twoje imię, dziewczyno!”
~*~
    Soledad stała na lotnisku i czekała na samolot, który spóźniał się już dobre pół godziny. Jednak w cale jej to nie zdziwiło. Na zewnątrz padał gęsty deszcz, przez co pilot musiał bardzo uważać. W końcu usłyszała z głośników, że wylądowali. Poderwała się ze swojego miejsca i pobiegła do bramek. Nie musiała czekać długo, aż zobaczy starą przyjaciółkę.
- Karina! – krzyknęła i rzuciła się Polce na szyję. Dopiero teraz uświadomiła sobie, jak bardzo brakowało jej przyjaciółki.
- Soledad! – zawtórowała szatynce, kiedy w końcu się od siebie oderwały.
- Chodź, jedziemy do mnie, muszę ci tyle opowiedzieć!
     Cały dzień siedziały w pokoju Sol i gadały. Nie liczyło się nic, oprócz tego, że w końcu znowu są razem. Jednak w życiu potrzebny jest ktoś, komu można powiedzieć wszystko. Od początku, aż do samego końca. Tak właśnie zrobiła szatynka. Streściła Karinie swoje ostatnie dwa lata. Pominęła oczywiście wątek o zadaniu, które ma wypełnić, żeby jej bratu nic się nie stało. Bała się, że jeśli Kar będzie wiedzieć za dużo, to i ona stanie się zagrożona. Nie zniosłaby, że kolejna osoba może mieć przez nią kłopoty.
      Wieczorem, kiedy Stefaniak odsypiała lot, Sol, postanowiła się przejść. Deszcz już dawno przestał padać, a temperatura podniosła się o kilka stopni. Jednak, mimo wszystko, dziewczyna nie zrezygnowała z bluzy i długich spodni. Zamknęła drzwi i zeszła po schodach, starając się nie narobić dookoła siebie żadnego hałasu. W końcu dwudziesta pierwsza, to dość późna godzina, nawet jak na wieczorne spacery.
      Przechodziła przez park. Mrok, pustka i cisza, panujące dookoła, wydawały się działać kojąco na zszargane nerwy szatynki. Stanęła na środku chodnika, z rękami skrzyżowanymi na wysokości piersi. Przymknęła oczy, podnosząc głowę do góry. Dała spokojnemu, ciepłemu wiatru rozwiać swoje długie włosy, które rozpuściła. Przytrzymała jedną dłonią czapkę, żeby nie musiała za nią biegać, kiedy mocniejszy podmuch strąci ją jej z głowy. Uśmiechnęła się do siebie lekko. Kochała wiatr. Wydawał jej się taki delikatny, bezproblemowy. Czuła się, jakby wywiewał z niej każdy problem. Może to dziecinne, ale tak właśnie było. Pokręciła nad swoją głupotą i uśmiechnięta poszła dalej. Nie zaszła jednak daleko, kiedy usłyszała znany głos.
- Nie powinnaś chodzić o tej porze sama na spacer. – odwróciła się po woli. Jej oczom ukazała się tak dobrze znana sylwetka.
    Przed nią stał w pełnej okazałości sam Isco. Jego twarz oświetlały jedynie ciemne latarnie. Sylwetka wydawała się jeszcze bardziej wysportowana, dzięki idealnej grze światło – cieni. W dłoni trzymał smycz, na końcu której młody pies za wszelką cenę chciał się wyszarpnąć swojemu właścicielowi. Sol uśmiechnęła się wrednie.
- Czyżby piesek wyprowadził pana na spacer? – zapytała, zupełnie ignorując wcześniejsze pytanie piłkarza.
- Jak widać. – odpowiedział, patrząc na swojego pupila. – Fado, może przywitałbyś się z miłą panią? – zapytał psa, który nie zaprzestawał swoich starań ucieczki.
    W pewnym momencie zwierzę stanęło w miejscu. Spojrzało na Soledad swoimi maślanymi oczami i ze spuszczonym ogonem podeszło do niej. Dziewczyna nie wiedziała, co ma zrobić, więc po prostu pogłaskała golden retriver’ a. Pies, jak gdyby nigdy nic, zaczął machać ogonem i położył się na jej stopach. Piłkarz przyglądał się temu ze zdziwieniem.
- Każdego innego pogryzłby, jeżeli odważyłby się chociaż cokolwiek do niego powiedzieć. – mruknął pod nosem, przypominając sobie, że z nim samym też tak postępuje.
- Jak widać zna się na ludziach. – powiedziała uśmiechnięta.
- Jak masz na imię? – zapytał Isco, kiedy Sol całkiem zajęła się zabawą z psem i w ogóle nie zważała na to, co się dzieje dookoła. Pomyślał, że jeżeli nie kontaktuje ze światem, to nie zwróci również uwagi na to, co mówi.
- So … - zaczęła, ale powstrzymała się w ostatnim momencie. – Nie tak łatwo, Francisco. – dokończyła, z wrednym uśmiechem. Mężczyzna westchnął pod nosem. Ona jest dla niego za cwana, ale to mu się w niej chyba najbardziej podoba.
      Spacerowali razem jeszcze długo. Śmiali się, żartowali i dogryzali sobie nawzajem. Zachowywali się, jak stare dobre małżeństwo. Nie zważali na to, że jest późna godzina. Wystarczyło im to, że są w swoim towarzystwie. Soledad bardzo to zaniepokoiło. Nie powinna tak czuć się przy tym piłkarzu, przecież ona ma mu złamać serce, jak ostatnia suka.
Dlaczego on musi mieć tak bardzo czarujący uśmiech?! To irytujące.
       Stali już pod blokiem dziewczyny. Ostatecznie zgodziła się, żeby Francisco i Fado odprowadzili ją tutaj. Para stała naprzeciw siebie w zupełnej ciszy. Jednak nie była ona wcale, a wcale dołująca czy nieswoja. Wręcz przeciwnie. Oboje mogli przemyśleć kilka spraw, dzięki czemu po woli orientowali się, na czym aktualnie stoją. Soledad już miała wypowiadać słowa pożegnania, ale Isco w ostatnim momencie zaczął przed nią.
- Nie chciałabyś się może ze mną spotkać? – zapytał niepewnie. Zupełnie nie wiedział, jakiej reakcji może się spodziewać po tej tajemniczej dziewczynie.
- Przecież spotykamy się praktycznie na każdym kroku. – odparła ze śmiechem. Zna go od kilku dni i to powierzchownie, a już uwielbia się z nim droczyć. Mężczyzna westchnął ciężko.
- Dobrze wiesz, że nie o to mi chodzi. – mruknął pod nosem. – Miałem na myśli zupełnie inne klimaty. Wiesz, restauracja, stolik dla dwojga, ty, ja i kolacja. – wytłumaczył, jak małemu dziecku. Soledad zaczęła śmiać się, jak głupia. W tym momencie z piłkarza uleciała resztka pewności siebie. Co ma znaczyć ten śmiech? Czy właśnie się skompromitowałem?
- Francisco, oczywiście, że przyjmuję twoje zaproszenie na wiesz, restauracja, stolik dla dwojga, ty, ja i, przede wszystkim, kolacja. – wypowiedziała, pomiędzy nagłymi napadami śmiechu, przedrzeźniając piłkarza. – Piąte, godzina osiemnasta? – zaproponowała, uspokajając się. Zauważyła, że mężczyzna jest bliski nagłego zgonu, więc postanowiła droczenie się z nim zostawić na inną okazję.
- Ubierz się bardzo ładnie. – odpowiedział z kokieteryjnym uśmiechem. Sol pokręciła głową z dezaprobatą i pocałowała zdziwionego chłopaka w policzek, po czym udała się w stronę wejścia do klatki schodowej.
- Dobranoc, Francisco. – mruknęła pod nosem, uśmiechając się flirciarsko i, nie czekając na odpowiedź, zniknęła za drzwiami.
     Stał w miejscu i jeszcze przez chwilę obserwował miejsce, gdzie sprzed jego oczu zniknęła przepiękna szatynka. Zamrugał kilka razy, po czym dotknął policzka, gdzie złożyła delikatny pocałunek. Po jego plecach, wzdłuż kręgosłupa,  przeszedł niesamowicie przyjemny dreszcz, a w podbrzuszu zatańczyło miliony motyli. Popatrzył na rękę, gdzie spoczywała niewielka karteczka z ciągiem kilku cyfr. Dała mu swój numer telefonu. Uczucie szczęścia wzmogło się jeszcze bardziej. Czy to jest właśnie to, o czym mówią dziewczyny, kiedy w kimś się zakochają? Ale przecież on ją widzi dopiero po raz trzeci, może czwarty w życiu. Nie możliwe jest, żeby zakochał się w kimś w tak krótkim czasie!
Świat staje się niesamowicie dziwny, od kiedy zaczepiłaś mnie wtedy pod sklepem.
     Zrezygnowany odwrócił się i poszedł w kierunku swojego domu. Pewnie stałby jeszcze długo, jak skamieniały, w miejscu, gdyby nie to, że Fado domagała się jedzenia. Spojrzał na zegarek. Pierwsza w nocy. Te trzy godziny, które przed chwilą minęły były najwspanialszym czasem w jego życiu, jaki spędził w towarzystwie kobiety.
      Soledad miała bardzo namiętny sen z pewnym hiszpańskim piłkarzem. Już miała go po raz kolejny pocałować, kiedy poczuła coś mokrego na twarzy. Na początku starała się to coś zignorować, ale z czasem stawało się coraz bardziej irytujące. Z grymasem niezadowolenia na twarzy przewróciła się na plecy i nakryła głowę poduszką, mamrocząc jakieś niezrozumiałe dla świata przekleństwa pod nosem. Już myślała, że napastnik odpuścił, ale nie mogła się bardziej mylić.
- Wstawaj! Wstawaj! Wstawaj! – darła się Karina, skacząc po łóżku swojej przyjaciółki. Godzinę siedziała sama i nie zamierza już ani minuty dłużej się nudzić.
     Soledad na początku w cale nie wiedziała, co się dzieje. Natychmiast podniosłą się do pozycji siedzącej i otworzyła szeroko oczy. Poczuła się, jakby właśnie samochód, w którym przed momentem siedziała, zaczął dachować. Rozglądała się nerwowo po pokoju, zaspanym spojrzeniem. Jednak, kiedy po chwili wróciła do niej świadomość, w pokoju dało się słyszeć coś na kształt pisku i uderzenia dość sporej masy o ziemię. Tak, to właśnie był upadek Kariny, której Soledad wyrwała spod stóp kołdrę.
- Ała! Jak mogłaś? – zapytała z wyrzutem, rozmasowując obolałe miejsce. Sol popatrzyła na nią z satysfakcją.
- Zapomniałaś, że mnie nie budzi się w ten sposób? – szatynka, nic nie robiąc sobie z zabójczego spojrzenia przyjaciółki, podniosła się i udała do szafy. Wyciągnęła z niej ubrania i pomaszerowała do łazienki.
     Wzięła szybki prysznic. Ubrała na siebie jasne, dżinsowe spodnie, szarą bluzę i biała bokserkę. Do tego tenisówki w kolorze bluzki oraz czapkę koloru bluzy. W uszy włożyła kolczyki, na rękę bransoletkę, a na szyję słuchawki. Poszła do kuchni, czując, jak w jej brzuchu burczy z głodu. Otworzyła lodówkę na oścież. Wyjęła z niej żółty ser, ketchup i masło. Niezbyt ambitne śniadanie, a w końcu to już pora obiadowa.
- Co zaplanowałaś dla nas na dziś? – zapytała uśmiechnięta Karina, której jak widać, obrażanie się już przeszło. Soledad wzruszyła ramionami.
- Jak chcesz to możemy iść do lunaparku. – odparła obojętnie, biorąc kolejnego gryza kanapki.
      Na początku nie zaobserwowała żadne reakcji ze strony Kar, ale po chwili oczy jej się powiększyły, a w nich zabłysnęły dwa, wesołe ogniki. Szatynka dobrze wiedziała, co zaraz nastąpi. I nie myliła się. Polka zaczęła skakać po całej kuchni, wymachując rękami w każdą, możliwą stronę i piszcząc, ile tylko miała siły w płucach oraz przeponie. Nie trwało to jednak długo, bo dziewczyna uderzyła dłonią w szafkę, wiszącą na ścianie. Zaczęła syczeć z bólu, a Soledad ledwo powstrzymywała się od wybuchu śmiechu.
- No już, ulżyj sobie. – mruknęła pod nosem Karina. Jak na zawołanie w pomieszczeniu dało się słyszeć salwę, która wydobywała się prosto z przepony Sol. – Uważaj, bo ci czapka spadnie. – dodała, urażona dziewczyna.
- Nie bocz się, idziemy. – powiedziała szatynka, kiedy tylko udało jej się opanować.
     Tak też zrobiły. Zamknęły drzwi, wsiadły na motor Soledad i pojechały w kierunku wesołego miasteczka. Droga zajęła im mniej niż piętnaście minut. Oczywiście Karina, która boi się wszystkiego, co ma związek z motorami, ledwo przekonała się, aby wsiąść na BMW, a później całą drogę wbijała kask w plecy Soledad. Nic dziwnego, więc że dziewczyna, kiedy tyko się zatrzymała, od razu zaczęła rozprostowywać rozbolały kręgosłup.
- Nie wiem, co ci tak strasznie nie pasowało. – mruknęła pod nosem obolała dziewczyna. Jeszcze nigdy nie widziała, żeby ktoś tak panicznie bał się motorów.
- Wszystko. – warknęła druga i podniosła się z ziemi, z gracją, oddając kask przyjaciółce i zajmując kolejkę w kasie. Sol pokręciła z dezaprobatą głową i, kiedy tylko włączyła alarm przy swojej maszynie, podeszła do Kar.
     Stanie w kolejce nie zajęło im dużo czasu i już po chwili przechodziły przez bramę. Oczy świeciły im się, jak u małych dzieci, a uśmiechy rozciągały się na całej twarzy. Tak, parki rozrywki, to zdecydowanie te miejsca, z których mogłyby nie wychodzić i zamieszkać w nich. Soledad popatrzyła w stronę swojej przyjaciółki, która rozglądała się dookoła, Zaśmiała się do siebie, kiedy zdała sobie sprawę, że wygląda dokładnie tak samo, jak ona. Pokręciła głową nad swoją własną głupotą i pociągnęła Kar w kierunku domu strachu.
- nigdy więcej tam z tobą nie wchodzę. – stwierdziła kategorycznie Karina, kiedy tylko opuściła atrakcję, do której piętnaście minut temu weszła. Była zupełnie nie świadoma tego, co robi i Sol wykorzystała to nikczemnie, chociaż dobrze wiedziała, że nie lubi tego miejsca.
- Przesadzasz. – mruknęła pod nosem szatynka, kiedy zdążyła się trochę uspokoić. Nie trwało to jednak długo, ponieważ oczy przyjaciółki, ciskające piorunami okazały się naprawdę bardzo zabawne.
- Opuszam twoje towarzystwo. – stwierdziła butnie dziewczyna, po czym odwróciła się na pięcie i udała w zupełnie przeciwną stronę.
       Soledad podniosła się z ziemi, na której przed chwila wylądowała i otrzepała piach. Wzięła głęboki oddech, ocierając łzę, która spłynęła po jej policzku, pod wpływem śmiechu. Już miała zrobić krok do przodu, ale poczuła, jak ktoś szarpie ją za nogawkę. Popatrzyła w dół i zobaczyła uroczą blondyneczkę. Uśmiechnęła się do niej.
- Mój wujek mówi, że masz ładne nogi. – powiedziała dziewczynka. Soledad zaśmiała się i kucnęła do niej. – A wiesz, że mój wujek to piłkarz Realu Madryt? Ma na imię Isco. – dodała, uroczo gestykulując rękami. Sol zastanowiła się przez chwilę.
- Skąd wiesz, że Francisco mówi o mnie? – zapytała szatynka, uśmiechając się coraz szerzej.
- Bo pokazywał na ciebie palcem, ale kazał mi nic ci nie mówić. – mruknęła pod nosem. Zakryła usta rączkami, jakby właśnie uświadomiła sobie, co powiedziała. – Nic mu nie mów, że ci wygadałam. – poprosiła.
- Nie martw się, Isco o niczym się nie dowie. – zapewniła. – Powiesz mi, co jeszcze o mnie mówił? – zapytała, patrząc na wesołe ogniki w oczach dziecka.
- Pewnie, on cały czas o tobie mówi. Że masz, ładne oczy, ładne nogi, ładną twarz, ładne włosy i w ogóle ładnie pachniesz. – wyznała blondyneczka, a Soledad zachciało się śmiać. Powstrzymała się jednak, żeby nie odstraszyć dziecka.
- Jak masz na imię? – zapytała Soledad po chwili namysłu.
- Daniela. – odpowiedziała, lekko się rumieniąc.
- Chodź Daniela, idziemy znaleźć wujka. – odparła szatynka i wzięła dziewczynkę na ręce.
      Zaczęła rozglądać się dookoła w poszukiwaniu chłopaka, o którym od jakiegoś czasu nie może zapomnieć. Szczerze, to chciało jej się śmiać. Nie wiedziała, że cokolwiek w niej podoba się Isco i zaczęła zastanawiać się, czy przypadkiem Daniela nie posiada jakichś błędnych informacji. No cóż, na pewno zapyta u źródła, tylko najpierw musi je znaleźć. Jednak, kiedy go zobaczyła wpadła na genialny pomysł. Przecież drażnienie się z nim przynosi jej tyle frajdy.
- Daniela, co powiedz, gdybyśmy tak trochę podroczyły się z Isco? – zapytała Soledad. Popatrzyła na dziewczynkę, w której oczach pojawiły się wielkie ogniki, a zaraz potem pomachała energicznie główką.
      Sol dała się zauważyć piłkarzowi. Zauważyła, jak na jego twarzy pojawia się przerażenie, kiedy tylko zobaczył, kogo dziewczyna trzyma na rękach. Uśmiechnęła się wrednie, mówiąc po cichu do blondynki, żeby pomachała do wujka. Dziewczyna zrobiła to bez wahania i właśnie w tym momencie Soledad zaczęła iść w kierunku, gdzie przed chwila zniknęła Karina. Wiedziała, że mężczyzna rzucił się w pościg za nią, ale właśnie o to jej chodziło. Pognała w stronę najbliższej waty cukrowej. Nie pomyliła się. Właśnie tam stała jej przyjaciółka.
- Karina, ja idę do wyjścia, będę tam stać. – poinformowała szybko.
- Ale przecież zdążyłyśmy odwiedzić tylko jedno miejsce. – fuknęła urażona dziewczyna, nawet się nie odwracając. Jednak, kiedy tylko to zrobiła, oczy powiększyły jej się do nierzeczywistych rozmiarów.
- Później ci opowiem. Teraz spadam, ale nie wychodź stąd, wrócę! – zapewniła i, nie mówiąc nic więcej, pognała w stronę wyjścia.
      Ledwo jej było utrzymać na rękach śmiejąca się dziewczynkę, ale nic nie mówiła, ponieważ blondynka wydawała jej się bardzo słodka. Za każdym razem, kiedy tylko mówiła jakąś rzecz na jej temat, o której powiedział jej wujek Isco, Soledad chciało się śmiać. Mała mówiła o tym z tak dużym podekscytowaniem, że nie wiedziała, czy to ona to wymyśla, czy faktycznie piłkarz opowiada dziecku takie bzdety.
       Stanęła przy samochodzie piłkarza. Tak, Daniela jej go pokazała i posadziła małą na masce, wypowiadając instrukcję. Mała zgodziła się od razu, a Sol schowała za bagażnikiem samochodu. Dobrze wiedziała, że Isco cały czas miał je na oku, dlatego nie martwiła się, że dziewczynce znudzi się siedzenie samej. I nie pomyliła się. Po chwili było już słychać przyspieszony oddech i dosyć mocne uderzenie pięściami o karoserię.
- Czy ta wariatka zostawiła cię samą? – zapytał, kiedy tylko zdołał dobiec do swojego samochodu. Był najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi, kiedy tylko zobaczył bratanicę, siedząca na masce. Owszem, Soledad podobała mu się, ale napędziła mu niezłego stracha, kiedy zobaczył Daniele na jej rękach.
- Nie mów tak o Karinie, ona jest bardzo fajna! – oburzyła się czterolatka, a na twarz mężczyzny wpłynął szeroki uśmiech. Soledad myślała, że zaraz udusi się od powstrzymywania śmiechu w sobie. Już kocha tę małą.
- Skąd wiesz, że tak ma na imię? – zapytał dociekliwie. Zobaczył coś bardzo ciekawego za swoim samochodem, więc zaczął po woli kierować się w tamtą stronę.
- Koleżanka tak do niej mówiła. – odparła dziewczynka, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie.
     Sol odwróciła głowę w lewo i o mało nie padła na zawał. Przed nią w całej okazałości szczerzyła się twarz niejakiego Francisco. Odskoczyła do tyłu i zrobiła wielkie oczy. Zaczęła cofać się, aż w końcu natrafiła na inny pojazd. Wiedziała, że teraz ma co najmniej przerąbane. Mężczyzna ukucnął przed nią tak, że ich twarze dzieliło jedynie kilka centymetrów. Soledad czuła jego oddech na swojej delikatnej skórze i zapach męskich perfum. W jego tęczówkach natomiast rozpłynęła się już dawno temu …
- Wiesz, że porywanie dzieci jest karalne? – zapytał, uśmiechając się wrednie, na widok wyrazu twarzy dziewczyny. Podobało mu się, że to w końcu on miał władzę nad całą sytuacją.
- Daniele sama chciała się z tobą podrażnić, więc pomyślałam, że dziecięce zachcianki powinno się spełniać. – odparła, ale jakby mniej pewnie niż dotychczas. Klęła na siebie w myślach, że nie może zapanować nad własnym ciałem. Ono po prostu reagowało na Isco w taki dziwny, wyjątkowy sposób, jak na nikogo innego.
- Ale to cię nie tłumaczy. Daniele to tylko dziecko i może pójść za tobą nawet, jeśli pokażesz jej lizaka. – powiedział, specjalnie zniżając ton głosu. Przybliżył się do niej o kilka milimetrów, które tym razem mogły wydawać się dla Sol większą odległością. Z całych sił starała się choć trochę cofnąć, ale to i tak nic nie dawało. Samochód nie ustępował. No, a jeżeli posunie się do przodu, to jej usta spotkają się z kusząco wyglądającymi wargami Hiszpana.
- Przesadzasz, ona jest mądrą dziewczynką. Jestem pewna, że nie poszłaby na słodycze. – mruknęła pod nosem, czując że już dawno straciła kontrolę na tym, co się dzieje. Nie podobało jej się to, a nawet przerażało. Zawsze to ona dyktowała warunki, jednak nic nie wskazywało na to, że teraz również tak jest.
- Natomiast ja jestem pewny, że ty jesteś doskonałą manipulantką. – powiedział, zniżając głos to seksownego szeptu. Po plecach Soledad po raz kolejny przeszedł niesamowicie przyjemny dreszcz, a źrenice powiększyły się niesamowicie.
- Ja tutaj jestem! – dobiegł ich radosny głos Daniele. Blondynka podbiegła do nic i z całej siły pchnęła Isco do przodu.
       Niczego nie spodziewający się mężczyzna nie dał rady utrzymać równowagi i poleciał na przerażoną Soledad, wpijając się ustami prosto w jej wargi. Na początku żadne z nich nie wiedziało, co się, dzieje, więc tkwili tak, przyklejeni do siebie. Pierwszy w tej sytuacji odnalazł się Isco. Z jego twarzy zeszło zdezorientowanie, które zostało zamienione satysfakcją. Zaczął po woli pogłębiać pocałunek czując, że również i szatynka po woli się w niego wczuwała. Kiedy nie uciekła poczuł jakieś dziwne uczucie w środku. Coś, jakby ciepło. Jednak nie miał teraz czasu nad tym myśleć, ponieważ dziewczyna uchyliła delikatnie usta. Wtargnął językiem do jej buzi. Nie protestowała ani minuty, była zbyt pochłonięta tym, że jest jej niesamowicie dobrze. Zarzuciła ręce na jego kark i mocniej zacisnęła powieki. Poczuła dłonie na swojej tali, a później została dość brutalnie przyciągnięta do piłkarza.
       Ta chwila mogłaby trwać jeszcze całe wieki, ale przerwało ją dość głośne odkrząknięcie. Szatynka, jakby wreszcie uświadomiła sobie, co się dzieje, chciała odskoczyć od Francisco. Jednak on jej na to nie pozwolił i nie zważając na protesty, całował dalej. Mało obchodziło go to, że jakaś hiena z aparatem może mu teraz zrobić zdjęcie. Liczyło się tylko to, że w końcu mógł sprawdzić to, co dręczyło go po nocach. No, ale w końcu zabrakło mu powietrza. Niechętnie odkleił się od Sol i przekręcił głowę w stronę osoby, która raczyła przerwać im te niesamowitą chwilę.
- Cześć, nie przeszkadzajcie sobie. Chciałam tylko powiedzieć, że dziecko patrzy i, jak dalej macie zamiar się ze sobą lizać, to ok, ja się mogę nią zając, bo jest słodka, ale S … - nawijała, ale nie zdążyła dokończyć, ponieważ jej przyjaciółka w ostatnim momencie wyrwała się z żelaznego uścisku Isco i doskoczyła do przyjaciółki, zakrywając jej usta dłonią.
- Tak, no to tego. Ja już będę się zbierać! – powiedziała, usiłując powstrzymać niesamowite podniecenie, jakie zapanowało nad jej ciałem. – Papa, do zobaczenia w sobotę! – dodała i udała się w stronę motoru, ciągnąc za sobą przyjaciółkę.
     Kiedy dotarły do BMW, Soledad oparła się o pojazd. Wszystkie emocje pulsowały w jej głowie, tworząc jedna, wielka mieszankę wybuchową. Zaczęła pocierać skronie palcami. Musiała się jakoś w końcu uspokoić i odzyskać panowanie nad sytuacją. Nigdy więcej nie mogła pozwolić sobie na kolejną stratę panowania nad sytuacją. Mogłoby to się źle dla niej skończyć, bardzo źle. Przymknęła powieki, nie zmieniając pozycji. Wiedziała, że Karina jej się przygląda i czeka na jakiekolwiek wyjaśnienia.
Spokojnie Soledad. Wdech i wydech. Jeszcze moment i wszystko będzie dobrze.
- Czekam. – mruknęła brunetka. Sol dobrze wiedziała, o co jej chodzi, ale nie mogła powiedzieć prawdy. Nie chciała narażać przyjaciółki, która tak nie dawno odzyskała, na niebezpieczeństwa.
- Karina, proszę cię. Wszystkiego dowiesz się w swoim czasie, ale jeszcze nie teraz. – powiedziała niemal błagalnie, odchylając głowę do tyłu. Otworzyła szeroko oczy. Emocje po woli opadały.
- No dobra. – odburknęła niezadowolona dziewczyna. Musiała wiedzieć wszystko i zawsze, ale tym razem zrezygnowała na starcie. Wiedziała, że szatynka nic jej nie powie.
      Pięć minut później wszystko było już dobrze. Soledad zdążyła się opanować. Właśnie stały na światłach, kiedy obok ich motoru znalazł się samochód pewnego piłkarza. Soledad poczuła, jak wszystko w niej znów zaczyna wariować. Zaklęła pod nosem. Nie czuje jego zapachu, nie widzi go przed sobą, nie dotyka, ale wystarczy sama świadomość, że znajduje się obok niej i już wariuje. Można iść i się powiesić, nie ma co.
      Kiedy wreszcie zaświeciło się zielone światło ruszyła z piskiem opon, co spowodowało, że Karina, siedząca za nią, zapiszczała i wbiła się jej w kręgosłup. Soledad nic nie powiedziała, tylko skrzywiła się z bólu. Dobrze wiedziała, że długo tak nie wytrzyma, ale jej mieszkanie było już całkiem blisko. Zacisnęła zęby i przyspieszyła.
Zapamiętać na przyszłość. Już nigdy więcej nie pozwolę wsiąść tej panikarze na mój motor.
      Następnego dnia rano Isco stawił się n treningu. Z jego twarzy, która była ozdobiona bardzo szerokim uśmiechem, można było wyczytać, że jest z czegoś bardzo zadowolony. Wyszedł z samochodu i udał się spokojnym krokiem do wejścia, którym mógł dotrzeć do szatni. Kiedy tylko wszedł do środka, wszystkie spojrzenia padły na niego. On jednak nic sobie z tego nie zrobił i poszedł do swojej szafki, żeby się przebrać.
- Coś ty taki zadowolony? – dobiegło go pytanie Karima. Odwrócił się, ale nic nie powiedział, tylko zaczął zakładać strój treningowy.
- Najprawdopodobniej tajemnicza dziewczyna w końcu dała złapać się w jego sidła. – na zaczepkę Fabio również nie dał się sprowokować. Zdawało się, że nie obchodzi go nic, co dzieje się dookoła. Liczyło się tylko szczęście, którego nikt nie miał prawa mu zabrać. Zdawał sobie sprawę, że ten trening będzie obfitować w wiele takich tekstów, ale nie obchodziło go to. Nawet cieszył się, że będzie mógł zobaczyć znajomych, produkujących się na darmo.
     Soledad krzątała się po mieszkaniu w piżamie. Wczoraj pół nocy myślała nad sobą i pewnym piłkarzem. Po kilku sprzeczkach z własną podświadomością zdała sobie sprawę, że jest w nim zakochana. Chciało jej się płakać. To on miał się rozkochać w niej, a jak na razie jest zupełnie na odwrót. Sol bała się, że jeśli to wszystko zajdzie dalej, to nie będzie w stanie go skrzywdzić.
     Jej smętne przemyślenia przerwała Karina, która z laptopem w rękach i ubrana, wtargnęła do salonu. Zaczęła mówić do szatynki półsłówkami, ale kiedy ta nic z nich nie zrozumiała po prostu udała, ze nic ciekawego się nie dzieje.
- Jesteś w Internecie! – w końcu udało się wydusić brunetce. Szatynka momentalnie poderwała się z siedzenia i wyrwała przyjaciółce urządzenie z dłoni. Nie mogła uwierzyć w to, co zobaczyła.

NOWY NABYTEK REALU MADRYT ZNALAZŁ WYBRANKĘ SWOJEGO SERCA !!

Niedawno kupiony przez Real Madryt Isco (21l.) został ostatnio przyłapany z uroczą szatynką. Para całowała się na parkingu przed parkiem rozrywki w stolicy Hiszpanii. Całowali się, przytulali i nie widzieli świata poza sobą. Dopiero inna dziewczyna zdołała ich od siebie odciągnąć. Dziewczyna, która wcześniej znajdowała się w dość dwuznacznej pozycji na asfalcie wraz z piłkarze niemalże od razu oderwała się od mężczyzny i podbiegła do, jak mniemam, swojej znajomej, odciągając ją w zupełnie inną stronę.
Jeżeli ktokolwiek zna dziewczynę, którą prezentuję wam na zdjęciach i posiada jakiekolwiek informacje na temat pary, prosimy o natychmiastowy kontakt z naszą redakcją! Czekajcie na następne numery, w których znajdziecie dużo więcej informacji na temat nowego, przystojnego nabytku Realu.
Kala.

        Minęło kilka chwil, zanim Soledad zrozumiała, co przed sekundą zdołała przeczytać. Jej źrenice powiększyły się do niemożliwych rozmiarów, policzki zaróżowiły się uroczo, nie ze wstydu, a z narastającej w niej złości, pięści zacisnęły się pod wpływem chwili, a powieki zacisnęły. Karina opuściła pomieszczenie, ponieważ wiedziała, co za chwilę nastąpi. I nie pomyliła się. Moment po tym, jak zamknęła drzwi, usłyszała głośny krzyk. Tak, to właśnie była Soledad.
        Szatynka myślała, że wściekłość rozerwie ją od samego środka. Rzuciła po raz kolejny wzrokiem na ekran laptopa i trzasnęła nim, nie zważając na to, że może zepsuć dosyć delikatny sprzęt. Podniosła się jednym zgrabnym ruchem z kanapy i udała do swojego pokoju po ubrania. Tak, miała zamiar pojechać do tej redakcji i nagadać im ciekawych rzeczy. Jednak, kiedy stanęła przy drzwiach, z zamiarem ich otwarcia, zawahała się na chwilę. Przecież sprawi im idealny materiał na kolejny artykuł. Zamknęła oczy i odetchnęła głęboko kilkakrotnie. Wróciła do salony, usiadła na kanapie.

- Karina, przynieś mi coś do picia, bo zabiję! – warknęła. Jeszcze moment i na prawdę ktoś straci życie. 
~*~
Taak, spóźniony. Wiem, ale nie miałam kiedy dodać.
Chciałam w tym miejscu poinformować, że to moja ostatnia historia z piłkarzem w roli głównej. Kiedy tylko zakończę blogi o Karimie i ten, będę tworzyć tylko piłkarskie jednoparty.
Pozdrawiam, 
Nevada.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz