niedziela, 2 lutego 2014

Capítulo uno: "El primer acto. Escena uno. El plan puesto en marcha ".

Rozdział Pierwszy: „Akt pierwszy. Scena pierwsza. Plan wprowadzić w życie.”
~*~
Bywa, że niezdecydowanie z czasem uśmierca ...
___________________________________

    Bardzo niechętnie usiadła na łóżku. Najprawdopodobniej dalej spałaby, gdyby nie fakt, że zapomniała wczoraj zasłonić okna i teraz słońce razi ją po oczach. Odgarnęła włosy do tyłu i oparła głowę na dłoniach, zakrywając nimi twarz. Jedynym sposobem, jaki wczoraj pozwolił jej zasnąć były tabletki uspokajające.
    Po około dziesięciu minutach postanowiła w końcu coś ze sobą zrobić. Podniosła się, więc z posłania i podeszła do szafy. Zupełnie nie miała pojęcia, w co ma się ubrać. Zaczęła grzebać, docierając coraz głębiej, aż w końcu znalazła swoje stare ubrania. Tak, Krystian kazał ubierać jej się, jak powinna być ubrana „dziewczyna gangstera”. Krótkie spódnice, obcisłe sukienki, głębokie dekolty… Może najwyższa pora, żeby znów stać się sobą? Tą prawdziwą, otwartą na innych Soledad? Nie, jednak jeszcze nie. Dopiero, kiedy wykona znienawidzone zadanie, może powrócić do prawdziwej dziewczyny, która cały czas jest gdzieś tam w jej środku. No, ale ubrania może zmienić na stare.
     Wzięła do ręki krótkie, dżinsowe szorty, białą, luźną koszulkę z dużymi ustami na środku, a do tego wysokie, granatowe Converse, naszyjnik z sową, biżuterię z muzycznym motywem i zegarek <<KLIK>>. Udała się w stronę łazienki. Pomieszczenie to zostało wyłożone ciemnofioletowymi kafelkami na ścianach i białymi na podłodze. Prawą stronę przyozdabiał duży, złoty kwiat. Wanna była narożna, z hydromasażem, a po lewo została umieszczona umywalka i toaleta. Nad zlewem powieszono duże lustro ze złotymi akcentami, a obok niego dwa kinkiety. W ściany wbudowano małe lampki, które dawały idealny efekt przyciemnianego światła, który wspaniale odprężał. Soledad odpaliła kilka świec zapachowych, odkręciła kurki, dolała płynu kąpielowego o przyjemnym, różanym zapachu, uruchomiła hydromasaż, rozebrała się i weszła do wody.
      Wszystkie negatywne uczucia od razu ją opuściły. Poczuła się wolna, odizolowana od zewnętrznego świata i zamknięta w swoim własnym. Zanurzyła się głębiej. Ciepła fala przetoczyła się przez jej spięte ciało. Odchyliła po woli głowę i zamknęła oczy. Czuła, jak wszystkie spięte mięśnie rozluźniają się. Właśnie tego trzeba jej było. Nic innego, jak gorąca kąpiel nie łagodzi tak skutecznie skołatanych nerwów. Przynajmniej w jej przypadku.
       Kiedy woda stała się zimna, wyszła z wanny i osuszyła się ręcznikiem, drugi zawiązując na włosach. Ubrała wcześniej przygotowany strój. Nie malowała się, nie lubiła tego i uważała, że w cale do życia jest jej to niepotrzebne. Udała się do kuchni. Na lodówce, w metalicznym kolorze, znalazła przypiętą małą karteczkę. Zaciekawiona podeszła do niej. To list od Krystiana. Poinformował ją, że w garażu znajdzie coś, o czym zawsze marzyła. Westchnęła zrezygnowana. Nie chce od niego żadnych prezentów, ale jeżeli to jest to, o czym właśnie myśli, to nie będzie wybrzydzać.
       Na razie jednak ma inne zmartwienie – jest strasznie głodna. Otworzyła lodówkę. Nic, oprócz działającego światła. Jęknęła zrezygnowana. Wzięła telefon, klucze i postanowiła poznać madryckie sklepy spożywcze. Mało ambitne plany, jak na poranek, ale musi jakoś zaspokoić głód. Zamknęła drzwi i weszła do windy. Nie ma zamiaru schodzić z siódmego piętra, kiedy ma taka wygodę. Wyszła z klatki. Od razu poraziło ją światło. Założyła okulary przeciwsłoneczne i ruszyła na drugą stronę ulicy, gdzie znajdował się najbliższy spożywczak. Weszła do środka. Wzięła koszyk i powędrowała od razu na stoisko z pieczywem. Miała nadzieje, że będzie jakaś świeża dostawa, bo czerstwego chleba nie zniesie.
       Właśnie zastanawiała się, które bułki ma kupić, kiedy zauważyła jego. Szedł sobie w jej stronę, jakby w ogóle nie świadomy tego, że dziewczyna, którą właśnie mija ma go upokorzyć. Zacisnęła powieki, z powrotem odwracając się w kierunku półek. Może to najwyższa pora, żeby cokolwiek zrobić.
Myśl Soledad, jak możesz zwrócić na siebie jego uwagę?
      I wtedy wpadła na genialny pomysł. Pognała w kierunku kas, chwyciła tyko jakiegoś batona, zapłaciła za niego i wyszła przed sklep. Teraz wystarczy tylko, że poczeka chwilę. W między czasie zjadła śniadanie w postaci pożywnego 3 – bit ‘a. Jak ona to kocha.
       Gdy mężczyzna opuścił sklep, zebrała w sobie całą silną wolę i podeszła do niego. Musiała się naprawdę bardzo hamować, żeby nie uciec. Nie było to łatwe, ale przemogła się w sobie
- Hej, przepraszam! – krzyknęła i podeszła bliżej Isco. – Przepraszam pana! – powtórzyła, kiedy jej nie usłyszał. W końcu jednak się do niej odwrócił.
- Słucham panią? – zapytał, uśmiechając się do niej uprzejmie. Soledad kolana zmiękły.
- Chciałam zapytać, czy nie wie pan przypadkiem, którędy mogłabym dość na Plaza Mayor? – pierwszym miejscem, jakie przyszło jej do głowo, to właśnie to. Nawet nie miała pojęcia, dlaczego?
- Oczywiście. – zapewnił.
      Zaczął tłumaczyć jej drogę, wymachując rękami we wszystkie strony. Udawała, że go słucha, ale w rzeczywistości obserwowała jego twarz. Ciemnobrązowe oczy, delikatne rysy i lekki zarost idealnie ze sobą współgrały. Delikatne usta wręcz prosiły się o to, żeby złożyć na nich pocałunek. Sol pokręciła energicznie głową, żeby wyrzucić z niej nieproszone myśli. Ona ma go skrzywdzić, nie zakochać się w nim!!
- Na pewno trafisz? – zapytał, kiedy tylko skończył wykład. Popatrzyła na niego wyrwana z zamysłu. Dopiero po chwili dotarło do niej, o co zapytał.
- Tak, oczywiście. – zapewniła i ruszyła przed siebie. Nie zaszła jednak daleko, ponieważ zatrzymał ją głos mężczyzny.
- Może lepiej będzie, jak cię tam zawiozę. – zaproponował, a na twarzy dziewczyny pojawił się słodki uśmiech. Zaprzeczyła gestem głowy.
- Nie trzeba, naprawdę trafię sama. – powiedziała pewnie. – Nie martw się, jeszcze nie raz się spotkamy. – dodała, kiedy chciał zadać kolejne pytanie. Puściła mu perskie oko i ruszyła w kierunku, o którym wspomniała.
      Obserwował, jak tajemnicza dziewczyna znika za zakrętem. Nawet, kiedy już zniknęła mu z widoku, patrzył cały czas w to samo miejsce. Zaintrygowała go. Co prawda nie widział jej oczu, ale usta były wręcz wspaniałe. Wysoka, szczupła, ale niewychudzona, zaokrąglona tam gdzie trzeba. I ten śmiech. Żałował, że nie pozwoliła mu bliżej się poznać, ale liczył, że dotrzyma słowa. Chciałby spotkać ją jeszcze raz, a potem może znowu …
      Siedziała na balkonie i jadła obiad. Nic szczególnego, zwykła sałatka grecka. Cały czas myślała o mężczyźnie. Zastanawiała się, czy dobrze postąpiła, odrzucając jego zaloty już na samym początku. Jednak postanowiła grać niedostępną. Niech i on się trochę postara, żeby nie wyszło na to, że to on skrzywdzi ją, a nie ona jego.
     Zaniosła talerze do zmywarki i usiadła przed komputerem. Zaczęła przeglądając różne portale społecznościowe. Nie znalazła nic ciekawego, ale wpadła na genialny pomysł. Już wie, gdzie tym razem „przypadkiem” wpadnie na piłkarza. Za dwa dni odbywa się mecz. Ma dużo pieniędzy, więc może trochę nadwyrężyć konto Krystiana. Zarezerwowała bilety i wykonała przelew przez Internet. Splotła palce na wysokości szyi, podnosząc łokcie do góry.
     Następnego dnia wstała dosyć późno, bo o godzinie dwunastej. Zupełnie nie miała pojęcia, co ma ze sobą zrobić. Nikt,  kim mogłaby porozmawiać nie przychodził jej do głowy. W Madrycie znała tylko pachołków Krystiana, żadnej dziewczyny. Jej spojrzenie padło na telefon, leżący na szafce nocnej. Chwyciła go do ręki z zaczęła przekręcać w dłoniach. W końcu natrafiła na nazwisko Karina Stefaniak. Zawahała się, ale nacisnęła zieloną słuchawkę.
Jeden sygnał, drugi sygnał, trzeci sygnał … Odebrała.
- Słucham? – Soledad odebrało mowę. To był jej głos. Czyli, że jeszcze nie zmieniła numeru.
- Karina? – zapytała niepewnie. Po obu stronach słuchawki zapadła głucha cisza. Żadna z dziewczyn nie wiedziała, co ma powiedzieć. Odezwać się, czy rozłączyć?
- Soledad, to naprawdę ty? – głos w słuchawce drżał. – Soledad, tak dawno cię nie słyszałam! – słychać było, że niejaka Karina bardzo się cieszy, że w końcu jej dawna przyjaciółka dała o sobie znać.
- Karina! Matko, dziewczyna, tak strasznie cię przepraszam! – to jedyne, co w tym momencie przychodziło Sol do głowy. Zupełnie nie wiedziała jakie pytania miała teraz zadać. Jak sformułować przeprosiny, żeby wybaczyła jej te dwa lata? – Błagam cię, przyjedź do mnie! Jestem sama kilka godzin, a już nie wytrzymuje! – żaliła się.
- Jak to sama? – słychać było, że dziewczyna jest zdziwiona.
- Krystian ze mną zerwał. – wyznała Soledad. – To nie jest rozmowa na telefon. Przyjedź do mnie, a wszystko ci opowiem. – poprosiła po raz kolejny.
- Wyślę ci sms ‘em, o której dolecę do Madrytu. – powiedziała, a później słychać było dźwięk zrywanego połączenia. Uśmiechnęła się do siebie, patrząc w czarny ekran telefonu. Wreszcie będzie miała kogoś na tym wielkim świecie.
     Podniosła się szybko z łóżka i w podskokach poszła do szafy. Wyciągnęła z niej krótkie szorty, szara bokserkę, tego samego koloru zakolanówki i granatowe Converse. Do tego czarna czapka i złota bransoletka >>KLIK<<. Zaplotła w włosów dwa kucyki które wolno spływały po jej ramionach. Włożyła słuchawki w uszy, okulary przeciwsłoneczne założyła na nos i poszła się przewietrzyć.
    Spacerowała parkiem, kiedy zauważyła znajomą sylwetkę piłkarza. Jak gdyby nigdy nic spacerował sobie po parku z Fabio Coentrao. Poczuła, jak po jej plecach przechodzi dziwny prąd.  Postanowiła przejść obok niego i sprawdzić, czy rozpozna ja w taki wydaniu. Kiedy przechodziła między piłkarzami poczuła na przedramieniu uścisk, który nie pozwolił jej iść dalej. Uśmiechnęła się pod nosem. A jednak, wiedział, że to ona.
- Ładnie ci w tej czapce. – usłyszała komplement, kierowany do niej.
   Odwróciła się w jego kierunku i posłała mu szeroki uśmiech. Wiedziała, na co on liczy, ale postanowiła, że to jeszcze nie czas. Delikatnie wyjęła rękę z jego uścisku i odeszła na kilka kroków, cały czas patrząc w jego oczy. On nie był w stanie zobaczy jej spod ciemnych okularów.
- Dziękuję, ale dalej nie powiem ci, jak mam na imię. – zaśmiała się i odwróciła idąc dalej.
- To chociaż pokaż oczy! – zdjęła okulary i, kiedy miała całkowita pewność, że chłopak nie zobaczy jej tęczówek, odwróciła się na moment.
     Dobrze wiedział, że ta dziewczyna bawi się z nim w kotka i myszkę, ale podobało mu się to. Po raz pierwszy jakakolwiek dziewczyna aż tak go zaintrygowała. Czuł, że chce poznać ją kawałek, po kawałku. Odkrywać, jak po woli, żeby przypadkiem mu się nie znudziła. Fabio stwierdził dzisiaj, że jeszcze nigdy nie patrzył na żadną dziewczynę tak, jak na tę szatynkę. Miał całkowitą, wręcz stuprocentową pewność, że jutro cały klub będzie o tym wiedział. Rozejdzie się jakaś plotka o jego rzekomym zauroczeniu tajemniczą dziewczyną. Nie przejmował się tym ani trochę. Dobrze wiedział, jak szybko chłopakom nudzi się dokuczanie któremuś, jeżeli to nie przynosi im zamierzonego efektu. Może i był krótko w Madrycie, ale chłopaki zdążyli wtajemniczyć go w wiele ciekawych szczegółów odnośnie klubu i tradycji.
    Siedziała na szerokim parapecie w swoim pokoju i obserwowała gwiazdy. Kochała to robić. Zawsze wtedy mogła marzyć i myśleć nad wszystkim tym, na co nie miała czasu w ciągu dnia. Teraz na myśl przyszło jej to, czy aby na pewno chce tej zemsty, żeby ona doszła do skutku. Oczywiście, że nie! To nawet niemiały być jej porachunki, a jakiegoś zwyrodnialca. Ona robiła to tylko dlatego, że ratuje brata. Inaczej już dawno nie byłoby jej tutaj. Po jej policzku spłynęła łza. W co ona się w ogóle wkopała?! Miało być tak pięknie. Krystian zapewniał, że ją kocha, okazywał to na każdym kroku, a ona głupia wierzyła w to przedstawienie. Schowała głowę między kolana i zaszlochała. Jest po prostu beznadziejna.
    Następnego dnia wstała niewyspana. Do późna płakała w poduszkę. Łzy nie chciały przestać cieknąć. Jednak nie to jest teraz ważne, a to, że dziś idzie na mecz. Musi szybko się ogarnąć, bo wrażenie na Isco samo się nie wywrze, ktoś musi mu pomóc.
     Podniosła się niechętnie do pozycji siedzącej i rozejrzała dookoła. Kiedy jej wzrok padł na zegarek ze zdziwieniem musiała stwierdzić, że nie jest tak wcześnie, jakby mogło się wydawać. Godzina dwunasta trzydzieści była już wystarczająca, żeby w końcu się obudzić. Z westchnieniem wstała z łóżka i powędrowała do kuchni. Dziś odwrotna kolejność. Najpierw coś zje, a dopiero później się ubierze. Tak, zdecydowanie to będzie najlepsze rozwiązanie.
    Pół godziny później stała już na polu ubrana w krótkie spodenki, koszulkę na ramiączkach, białą czapkę, nadkolanówki i tenisówki. Musiała udać się do jakiegoś sklepu z akcesoriami kibica. Bądź, co bądź nie zauroczy piłkarza, przychodząc na jego mecz z pięknym uśmiechem. To zadanie już wymaga ja kilku poświęceń. Co jeszcze będzie musiała coś od siebie dać i ile? Oby nie za wiele i nie zbyt często.
    Stała przed trykotami. Zastanawiała się, które ma wybrać. Już miała wziąć jego nazwisko, ale wpadła na genialny pomysł. Niech trochę pozazdrości. Chwyciła koszulkę z nazwiskiem Ronaldo i udała się do kasy. Już widzi minę mężczyzny, kiedy zobaczy napis na jej plecach. Uśmiechnęła się do siebie, jednak grymas szybko zszedł z jej twarzy, zastąpiony zdziwieniem, pomieszanym ze zdezorientowaniem. Dlaczego ona chce, żeby Isco był o nią zazdrosny? Przecież to nie jest normalne.
     Leżała na łóżku i pisała sms ‘y z Kariną. Przyjaciółka przyleci do niej w sobotę, czyli za dwa dni, o równej godzinie dwunastej. Już nie mogła się doczekać, wreszcie będzie mogła porozmawiać z kimś normalnie. Oczywiście o zadaniu nie piśnie nawet słówka, bo nie jest pewna, czy jej bratu to nie zaszkodzi. Właśnie zaczęła śmiać się do ekranu, widząc groźbę, jaka wysłała przyjaciółka. Pokręciła głową i, z powodu późnej godziny, pożegnała z Kari. Musi się szykować na mecz, jeśli chce zdążyć.
      Po dłuższym namyśle nie zmieniła w swoim wyglądzie prawie nic. Zrobiła tylko kucyki, żeby długie włosy jej nie przeszkadzały i zmieniła koszulkę na trykot z numerem siedem. Przejrzała się w lusterku. Wzięła pełne płuca powietrza, by po chwili wypuścić je ze świstem. To jest jej chwila prawdy.  Musi być silna, żeby rozkochać w sobie tego piłkarza. Wzięła kluczyki, kask, skórzana kurtkę i poszła zobaczyć to „cudo”, które kupił jej Krystian.
    Stanęła w garażu  zaniemówiła. BMW HP4. Skąd on wiedział, że ten motor jest jej największym marzeniem? No tak, powtarzała mu to od miesiąca kilkakrotnie. Jednak mimo wszystko jest zdziwiona. Pokręciła głową i założyła kask. No to się przekonamy, co może ta maszyna.
    W przeciągu piętnastu minut dotarła na stadion. Całą drogę sprawnie wymijała samochody i inne pojazdy. Kochała jazdę motorem. Zdjęła kurtkę, kask i schowała je do schowka. Odwróciła się, a na jej twarzy wyrósł wielki uśmiech. Autobus Królewskich podjechał na parking. Oparła się o swoja maszynę i spuściła głowę, zakrywając pół twarzy daszkiem czapki, którą założyła z powrotem, zamiast kasku. Pozna ją, czy nie pozna.
   Właśnie wysiadał z autobusu, którym przyjechali tu z ośrodka szkoleniowego. Cały trening dzisiaj nie mógł opędzić się od kąśliwych uwag kolegów. Na każdym kroku ktoś śmiał się z niego, a to za sprawą samego Fabio Coentrao, który wspaniałomyślnie podzielił się informacja na treningu o koszu stulecia, jaki Isco dostał od dziewczyny. Westchnął ciężko, a jego wzrok powędrował w kierunku pojedynczej postaci, opierającej się o czarny motor.
   Poznał ją niemalże od razu, jakby mogło być inaczej? Nie może zapomnieć o tajemniczej dziewczynie. Poczuł, że musi do niej podejść. Czyżby przyszła na jego mecz? Powiedział Ramosowi, który akurat stał obok, żeby go nie szukali, bo zaraz przyjdzie. Sergio pomachał tylko głową z dezaprobatą i przyglądał się, jak jeden z nowszych zawodników Realu Madryt podchodzi do dziewczyny, o której opowiadał Fabio dzisiaj. Biedny Isco.
- Znów się spotykamy. – mruknął pod nosem piłkarz. Usłyszał dźwięczny śmiech dziewczyny.
- Skąd wiedziałeś, że to ja? – zapytała, nie podnosząc wzroku. Nie pokaże mu tak łatwo twarzy.
- Przeczucie ?– odpowiedział. Czemu ona nie może pokazać mu oczu. Przecież to nic wielkiego.
- Pytanie, czy stwierdzenie? – zapytała, a jej głowa drgnęła lekko ku górze.
    Poczuł, że musi spróbować. Wtedy będzie mu się lepiej grało. Dotknął jej podbródka dwoma placami i po woli podniósł. Kiedy już widział jej twarz w całej okazałości jęknął zrezygnowany. Zamknęła powieki, tym samym nie pozwalając mu zobaczyć tęczówek. Usłyszał jej śmiech po raz wtóry.
- Dlaczego tak zależy ci na tym, żeby poznać kolor moich oczu? – zadała kolejne pytanie.
- To taka rekompensata za to, że nie chcesz mi zdradzić swojego imienia. – odpowiedział po chwili dłuższego namysłu. Obserwował, jak wyraz jej twarzy zmienia się. Teraz był zupełnie bez uczuć. Coś, jakby maska.
- No dobrze. – mruknęła pod nosem i uchyliła powieki. Teraz patrzyli sobie prosto w oczy.
    Francisco zaparło dech w piersi. Ciemno – zielone spojrzenie dziewczyny działało na niego wręcz hipnotyzująco. Nie mógł odwrócić głowy, żeby zerwać kontaktu wzrokowego. Czuł, że musi cały czas patrzeć na jej przepiękną twarz. Niestety, to co piękne, szybko się kończy. Usłyszał, jak chłopaki go wołają. Zamrugał kilka razy i odwrócił się, żeby sobie pójść. Kiedy stanął w wejściu odwrócił się. Niestety, zielonookiej już nie było. Westchnął zrezygnowany i udał się w stronę szatni. Strasznie dziwne uczucie, kiedy to dziewczyna dyktuje zasady.
     Gdy tylko udał się w kierunku wejścia, Soledad, jak najszybciej udała się do najbliższej kasy i podała bilet miłej pani. Pożegnała się z nią uśmiechem i udała na trybuny. Oczywiście postanowiła wykorzystywać fakt, że ma dostęp do dosyć sporej ilości kasy i kupił miejsca w pierwszym od boiska sektorze. Zajęła swoje miejsce i czekała na rozpoczęcie meczu.
      Kibiców było coraz więcej, miejsca koło nie są już zajęte. Soledad zastanawiała się, jak to będzie wyglądać. Po raz pierwszy jest na stadionie. Podobno wszyscy kibice, podczas tych dziewięćdziesięciu minut plus, stają się jak jedna wielka rodzina. Miała cichą nadzieję, że teraz tak właśnie się stanie. Nie ma zamiaru udawać. Uwielbia oglądać mecze w telewizji, więc dobrze wie, o co chodzi w tym sporcie.
     W końcu pierwszy gwizdek. Isco gra dzisiaj od początku. Żaden kibic już nie siedzi. Wszyscy stoją i zaczynają po woli rozkręcać doping. Nawet szatynka dała ponieść się chwili i razem z dziewczynami, które siedzą po jej obu stronach wykrzykuje różne hasła i śpiewa przyśpiewki stadionowe. Czuła w sobie tę euforię. Szczęście, kiedy padały strzały na bramkę przeciwnika i zawód, gdy podania nie są celne, co skutkuje przejęciem piłki przez przeciwnika.
    W pewnym momencie jej wzrok powędrował prosto na Isco. Piłkarz kiwał się właśnie z zawodnikiem Valencii, przeciwko której grał dzisiaj Real. Wyraz jego twarzy był zacięty, skupiony. Nie patrzył na piłkę, a prosto w twarz przeciwnika. Oczy przymrużone, usta zaciśnięte w wąską kreskę. Ciało lekko pochylone do przodu. Bojowa postawa. Kopnął piłkę, która przeleciała pomiędzy nogami przeciwnika. Momentalnie znalazł się przy niej i zaczął biec w kierunku bramki. Gdzieś w połowie boiska oddał piłkę Sergio Ramosowi po czym przyspieszył. Kiedy tylko znalazł się w polu karnym futbolówka wróciła pod jego nogi. Jedno zdecydowane uderzenie i gol!
     Wszyscy kibice zaczęli podskakiwać i wykrzykiwać przydomek strzelca. Flagi  herbem powiewały, jedni zaczęli trąbić, inni zdzierali gardła. Soledad przytuliła się do dziewczyny po jej prawej stronie. Ta nie protestowała, a nawet wręcz przeciwnie – od razu odwzajemniła uścisk.
      Gdy tylko euforia zdążyła lekko opaść, a „cieszynka” piłkarzy skończyła się, Sol i Francisco popatrzyli na siebie w tym samym momencie. Piłkarz uśmiechnął się szeroko, a dziewczyna to odwzajemniła. Zauważyła, jak robi z palców serduszko i porusza ustami, tworząc dwa słowa. „Dla ciebie”. Poczuła ciepło, rozchodzące się w podbrzuszu. Nigdy nie liczyła na to, że ktokolwiek zadedykuje jej gola. Ba! A co dopiero piłkarz Realu! Mimo wszystko, poczuła się szczęśliwa.
     Mecz zakończył się wynikiem dwa do zera na korzyść Madrytu. Uśmiechnięta Soledad stała przed stadionem przy swoim motorze. Tak, czekała na strzelca pierwszego gola. Nie mogła się powstrzymać przed tym, żeby usłyszeć jego głos i zobaczyć zadziorny uśmiech na jego przystojnej twarzy.
Skąd u mnie takie myśli?
- Zgadnij, kto to? – jej ucho owiał ciepły oddech. Na plecach poczuła przyjemny dreszcz. Jego głosu zdecydowanie mogłaby słuchać całymi dniami.
- Czyżby piłkarz, niejaki Isco? – zapytała, uśmiechając się pod nosem. Po chwili znów dane było jej oglądać świat. Jednak poczuła lekki zawód, kiedy zabrakło ciepła mężczyzny na jej plecach. Nie trwało to długo, ponieważ Francisco stanął naprzeciwko niej tak, że miała idealny widok na jego przystojną twarz. – Dziękuję za tego gola. – nic nie odpowiedział, tylko pokiwał głową, przekazując tym samym stwierdzenie „nie ma za co”.
- Tak swoją drogą, to nie fair. – zaczął. – Ty znasz moje imię, a ja twojego nie. – dodał, udając obrażonego, kiedy zauważył niezrozumiały wyraz twarzy dziewczyny. Usłyszał jej dźwięczny śmiech.
- Życie jest nie fair, Francisco. – zaśmiała się, kładąc nacisk na ostatnie słowo. Mężczyzna fuknął urażony, odwrócił się i poszedł kilka kroków przed siebie.
     Soledad w tym czasie skorzystała z okazji. Zmieniła czapkę na kask, ubrała kurtkę i odpaliła silnik. Ruszyła po woli. Stwierdziła, że droczenie się z nim sprawia jej ogromną przyjemność, więc dlaczego miałaby zrezygnować z tego tak szybko? Zauważyła, jak piłkarz się odwraca i zaczyna gestykulować w dziwny sposób, żeby jeszcze została, ale ona tylko pokręciła głową i pojechała w drogę powrotną do domu.
     Kiedy była na miejscu poczuła wielkie zmęczenie. Adrenalina, buzująca w jej żyłach, podczas meczu, zdążyła opaść. Nie miała siły nic zrobić. Przebrała się tylko w piżamy i rzuciła na łóżko. Od razu zapadła w sen, a śnił jej się jeden taki przystojny piłkarz …
     W sobotę rano wstała w bardzo dobrym humorze.  To właśnie dziś ma przylecieć do niej Karina. Już nie może doczekać się momentu, w którym po dwóch latach znów będzie mogła zobaczyć przyjaciółkę. Podniosła się szybko z łóżka i powędrowała do łazienki. Postawiła na szybki, zimny prysznic, który zawsze stawiał ją na nogi. Tym razem również tak było. Owinęła się ręcznikiem, drugi zakładając na włosy. Podeszła do szafy, wyglądając za okno. Pochmurnie, deszczowo i wietrznie. Westchnęła żałośnie. Liczyła dziś na pogodę, ale ja widać się przeliczyła. No nic, jakoś przeżyje.
     Długo musiała szukać odpowiedniego stroju. Jednak w końcu postawiła na dżinsowe, ciemne spodnie, czarną bokserkę, tego samego koloru bluzę z motywem Batmana oraz adidasy, firmy Nike z białymi akcentami. Do tego kolczyki i pierścionek w formie nutek, a kiedy wysuszyła włosy związała je w warkocza na bok, założyła czarną czapkę, a na lewy nadgarstek, zegarek >>KLIK<<. Przejrzała się w lustrze. Właśnie w takim wydaniu czuła się najlepiej.
     I w tym momencie wpadła na genialny pomysł. Już dawno chciała zmienić coś w swoim wyglądzie, ale nie za bardzo wiedziała, co? Chwyciła klucze do ręki i wybiegła z mieszkania, zamykając za sobą drzwi. Nie jechała motorem, bo miała blisko. I rzeczywiście. Już po chwili skręcała w prawo. Stanęła przed wejściem do gabinetu kosmetycznego. Ruszyła przed siebie, tak zrobi to dzisiaj.
    Po piętnastu minutach cały zabieg był już skończony, a Soledad stała na polu. Była zadowolone pomimo tego, że dolna warga, którą przebiła, trochę piekła. Wreszcie mogła robić to, na co ma w danym momencie ochotę, a żaden Krystian nie będzie jej ograniczał. Jeszcze tylko skończy z tym zadaniem i w końcu będzie całkowicie wolna.

Już nie mogę się doczekać!!
~*~
Siemanko.
Jednak się zdecydowałam i dodaję pierwszy rozdział. Nie mam pojęcia, czy są jakieś błędy, bo nie jestem w stanie go sprawdzić. 
Mam nadzieję, że wam się spodobał ;)
Pozdrawiam i do następnego,
Nevada. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz