Rozdział
Pierwszy: „Akt pierwszy. Scena pierwsza. Plan wprowadzić w życie.”
~*~
Bywa, że niezdecydowanie z czasem uśmierca ...
___________________________________
Bardzo niechętnie usiadła na łóżku.
Najprawdopodobniej dalej spałaby, gdyby nie fakt, że zapomniała wczoraj
zasłonić okna i teraz słońce razi ją po oczach. Odgarnęła włosy do tyłu i
oparła głowę na dłoniach, zakrywając nimi twarz. Jedynym sposobem, jaki wczoraj
pozwolił jej zasnąć były tabletki uspokajające.
Po około dziesięciu minutach postanowiła w
końcu coś ze sobą zrobić. Podniosła się, więc z posłania i podeszła do szafy.
Zupełnie nie miała pojęcia, w co ma się ubrać. Zaczęła grzebać, docierając
coraz głębiej, aż w końcu znalazła swoje stare ubrania. Tak, Krystian kazał
ubierać jej się, jak powinna być ubrana „dziewczyna gangstera”. Krótkie
spódnice, obcisłe sukienki, głębokie dekolty… Może najwyższa pora, żeby znów
stać się sobą? Tą prawdziwą, otwartą na innych Soledad? Nie, jednak jeszcze
nie. Dopiero, kiedy wykona znienawidzone zadanie, może powrócić do prawdziwej
dziewczyny, która cały czas jest gdzieś tam w jej środku. No, ale ubrania może
zmienić na stare.
Wzięła do ręki krótkie, dżinsowe szorty,
białą, luźną koszulkę z dużymi ustami na środku, a do tego wysokie, granatowe
Converse, naszyjnik z sową, biżuterię z muzycznym motywem i zegarek <<KLIK>>. Udała się
w stronę łazienki. Pomieszczenie to zostało wyłożone ciemnofioletowymi
kafelkami na ścianach i białymi na podłodze. Prawą stronę przyozdabiał duży,
złoty kwiat. Wanna była narożna, z hydromasażem, a po lewo została umieszczona umywalka
i toaleta. Nad zlewem powieszono duże lustro ze złotymi akcentami, a obok niego
dwa kinkiety. W ściany wbudowano małe lampki, które dawały idealny efekt
przyciemnianego światła, który wspaniale odprężał. Soledad odpaliła kilka świec
zapachowych, odkręciła kurki, dolała płynu kąpielowego o przyjemnym, różanym
zapachu, uruchomiła hydromasaż, rozebrała się i weszła do wody.
Wszystkie negatywne uczucia od razu ją
opuściły. Poczuła się wolna, odizolowana od zewnętrznego świata i zamknięta w
swoim własnym. Zanurzyła się głębiej. Ciepła fala przetoczyła się przez jej
spięte ciało. Odchyliła po woli głowę i zamknęła oczy. Czuła, jak wszystkie
spięte mięśnie rozluźniają się. Właśnie tego trzeba jej było. Nic innego, jak
gorąca kąpiel nie łagodzi tak skutecznie skołatanych nerwów. Przynajmniej w jej
przypadku.
Kiedy woda stała się zimna, wyszła z
wanny i osuszyła się ręcznikiem, drugi zawiązując na włosach. Ubrała wcześniej
przygotowany strój. Nie malowała się, nie lubiła tego i uważała, że w cale do
życia jest jej to niepotrzebne. Udała się do kuchni. Na lodówce, w metalicznym
kolorze, znalazła przypiętą małą karteczkę. Zaciekawiona podeszła do niej. To
list od Krystiana. Poinformował ją, że w garażu znajdzie coś, o czym zawsze
marzyła. Westchnęła zrezygnowana. Nie chce od niego żadnych prezentów, ale jeżeli
to jest to, o czym właśnie myśli, to nie będzie wybrzydzać.
Na razie jednak ma inne zmartwienie –
jest strasznie głodna. Otworzyła lodówkę. Nic, oprócz działającego światła.
Jęknęła zrezygnowana. Wzięła telefon, klucze i postanowiła poznać madryckie
sklepy spożywcze. Mało ambitne plany, jak na poranek, ale musi jakoś zaspokoić
głód. Zamknęła drzwi i weszła do windy. Nie ma zamiaru schodzić z siódmego
piętra, kiedy ma taka wygodę. Wyszła z klatki. Od razu poraziło ją światło.
Założyła okulary przeciwsłoneczne i ruszyła na drugą stronę ulicy, gdzie
znajdował się najbliższy spożywczak. Weszła do środka. Wzięła koszyk i
powędrowała od razu na stoisko z pieczywem. Miała nadzieje, że będzie jakaś
świeża dostawa, bo czerstwego chleba nie zniesie.
Właśnie zastanawiała się, które bułki ma
kupić, kiedy zauważyła jego. Szedł sobie w jej stronę, jakby w ogóle nie
świadomy tego, że dziewczyna, którą właśnie mija ma go upokorzyć. Zacisnęła
powieki, z powrotem odwracając się w kierunku półek. Może to najwyższa pora,
żeby cokolwiek zrobić.
Myśl Soledad, jak możesz zwrócić na siebie jego
uwagę?
I wtedy wpadła na genialny pomysł.
Pognała w kierunku kas, chwyciła tyko jakiegoś batona, zapłaciła za niego i
wyszła przed sklep. Teraz wystarczy tylko, że poczeka chwilę. W między czasie
zjadła śniadanie w postaci pożywnego 3 – bit ‘a. Jak ona to kocha.
Gdy mężczyzna opuścił sklep, zebrała w
sobie całą silną wolę i podeszła do niego. Musiała się naprawdę bardzo hamować,
żeby nie uciec. Nie było to łatwe, ale przemogła się w sobie
- Hej,
przepraszam! – krzyknęła i podeszła bliżej Isco. – Przepraszam pana! –
powtórzyła, kiedy jej nie usłyszał. W końcu jednak się do niej odwrócił.
- Słucham
panią? – zapytał, uśmiechając się do niej uprzejmie. Soledad kolana zmiękły.
- Chciałam
zapytać, czy nie wie pan przypadkiem, którędy mogłabym dość na Plaza Mayor? –
pierwszym miejscem, jakie przyszło jej do głowo, to właśnie to. Nawet nie miała
pojęcia, dlaczego?
-
Oczywiście. – zapewnił.
Zaczął tłumaczyć jej drogę, wymachując
rękami we wszystkie strony. Udawała, że go słucha, ale w rzeczywistości
obserwowała jego twarz. Ciemnobrązowe oczy, delikatne rysy i lekki zarost
idealnie ze sobą współgrały. Delikatne usta wręcz prosiły się o to, żeby złożyć
na nich pocałunek. Sol pokręciła energicznie głową, żeby wyrzucić z niej
nieproszone myśli. Ona ma go skrzywdzić, nie zakochać się w nim!!
- Na pewno
trafisz? – zapytał, kiedy tylko skończył wykład. Popatrzyła na niego wyrwana z
zamysłu. Dopiero po chwili dotarło do niej, o co zapytał.
- Tak,
oczywiście. – zapewniła i ruszyła przed siebie. Nie zaszła jednak daleko,
ponieważ zatrzymał ją głos mężczyzny.
- Może
lepiej będzie, jak cię tam zawiozę. – zaproponował, a na twarzy dziewczyny
pojawił się słodki uśmiech. Zaprzeczyła gestem głowy.
- Nie
trzeba, naprawdę trafię sama. – powiedziała pewnie. – Nie martw się, jeszcze
nie raz się spotkamy. – dodała, kiedy chciał zadać kolejne pytanie. Puściła mu
perskie oko i ruszyła w kierunku, o którym wspomniała.
Obserwował, jak tajemnicza dziewczyna
znika za zakrętem. Nawet, kiedy już zniknęła mu z widoku, patrzył cały czas w
to samo miejsce. Zaintrygowała go. Co prawda nie widział jej oczu, ale usta
były wręcz wspaniałe. Wysoka, szczupła, ale niewychudzona, zaokrąglona tam
gdzie trzeba. I ten śmiech. Żałował, że nie pozwoliła mu bliżej się poznać, ale
liczył, że dotrzyma słowa. Chciałby spotkać ją jeszcze raz, a potem może znowu
…
Siedziała na balkonie i jadła obiad. Nic
szczególnego, zwykła sałatka grecka. Cały czas myślała o mężczyźnie.
Zastanawiała się, czy dobrze postąpiła, odrzucając jego zaloty już na samym
początku. Jednak postanowiła grać niedostępną. Niech i on się trochę postara,
żeby nie wyszło na to, że to on skrzywdzi ją, a nie ona jego.
Zaniosła talerze do zmywarki i usiadła
przed komputerem. Zaczęła przeglądając różne portale społecznościowe. Nie
znalazła nic ciekawego, ale wpadła na genialny pomysł. Już wie, gdzie tym razem
„przypadkiem” wpadnie na piłkarza. Za dwa dni odbywa się mecz. Ma dużo
pieniędzy, więc może trochę nadwyrężyć konto Krystiana. Zarezerwowała bilety i
wykonała przelew przez Internet. Splotła palce na wysokości szyi, podnosząc
łokcie do góry.
Następnego dnia wstała dosyć późno, bo o
godzinie dwunastej. Zupełnie nie miała pojęcia, co ma ze sobą zrobić.
Nikt, kim mogłaby porozmawiać nie
przychodził jej do głowy. W Madrycie znała tylko pachołków Krystiana, żadnej dziewczyny.
Jej spojrzenie padło na telefon, leżący na szafce nocnej. Chwyciła go do ręki z
zaczęła przekręcać w dłoniach. W końcu natrafiła na nazwisko Karina Stefaniak.
Zawahała się, ale nacisnęła zieloną słuchawkę.
Jeden sygnał, drugi sygnał, trzeci sygnał …
Odebrała.
- Słucham?
– Soledad odebrało mowę. To był jej głos. Czyli, że jeszcze nie zmieniła
numeru.
- Karina?
– zapytała niepewnie. Po obu stronach słuchawki zapadła głucha cisza. Żadna z
dziewczyn nie wiedziała, co ma powiedzieć. Odezwać się, czy rozłączyć?
- Soledad,
to naprawdę ty? – głos w słuchawce drżał. – Soledad, tak dawno cię nie
słyszałam! – słychać było, że niejaka Karina bardzo się cieszy, że w końcu jej
dawna przyjaciółka dała o sobie znać.
- Karina!
Matko, dziewczyna, tak strasznie cię przepraszam! – to jedyne, co w tym
momencie przychodziło Sol do głowy. Zupełnie nie wiedziała jakie pytania miała
teraz zadać. Jak sformułować przeprosiny, żeby wybaczyła jej te dwa lata? –
Błagam cię, przyjedź do mnie! Jestem sama kilka godzin, a już nie wytrzymuje! –
żaliła się.
- Jak to
sama? – słychać było, że dziewczyna jest zdziwiona.
- Krystian
ze mną zerwał. – wyznała Soledad. – To nie jest rozmowa na telefon. Przyjedź do
mnie, a wszystko ci opowiem. – poprosiła po raz kolejny.
- Wyślę ci
sms ‘em, o której dolecę do Madrytu. – powiedziała, a później słychać było
dźwięk zrywanego połączenia. Uśmiechnęła się do siebie, patrząc w czarny ekran
telefonu. Wreszcie będzie miała kogoś na tym wielkim świecie.
Podniosła się szybko z łóżka i w podskokach
poszła do szafy. Wyciągnęła z niej krótkie szorty, szara bokserkę, tego samego
koloru zakolanówki i granatowe Converse. Do tego czarna czapka i złota
bransoletka >>KLIK<<. Zaplotła w włosów dwa kucyki które wolno spływały po jej
ramionach. Włożyła słuchawki w uszy, okulary przeciwsłoneczne założyła na nos i
poszła się przewietrzyć.
Spacerowała parkiem, kiedy zauważyła
znajomą sylwetkę piłkarza. Jak gdyby nigdy nic spacerował sobie po parku z
Fabio Coentrao. Poczuła, jak po jej plecach przechodzi dziwny prąd. Postanowiła przejść obok niego i sprawdzić,
czy rozpozna ja w taki wydaniu. Kiedy przechodziła między piłkarzami poczuła na
przedramieniu uścisk, który nie pozwolił jej iść dalej. Uśmiechnęła się pod
nosem. A jednak, wiedział, że to ona.
- Ładnie
ci w tej czapce. – usłyszała komplement, kierowany do niej.
Odwróciła się w jego kierunku i posłała mu
szeroki uśmiech. Wiedziała, na co on liczy, ale postanowiła, że to jeszcze nie
czas. Delikatnie wyjęła rękę z jego uścisku i odeszła na kilka kroków, cały
czas patrząc w jego oczy. On nie był w stanie zobaczy jej spod ciemnych
okularów.
-
Dziękuję, ale dalej nie powiem ci, jak mam na imię. – zaśmiała się i odwróciła
idąc dalej.
- To chociaż pokaż oczy! – zdjęła okulary i, kiedy miała
całkowita pewność, że chłopak nie zobaczy jej tęczówek, odwróciła się na
moment.
Dobrze wiedział,
że ta dziewczyna bawi się z nim w kotka i myszkę, ale podobało mu się to. Po
raz pierwszy jakakolwiek dziewczyna aż tak go zaintrygowała. Czuł, że chce
poznać ją kawałek, po kawałku. Odkrywać, jak po woli, żeby przypadkiem mu się
nie znudziła. Fabio stwierdził dzisiaj, że jeszcze nigdy nie patrzył na żadną
dziewczynę tak, jak na tę szatynkę. Miał całkowitą, wręcz stuprocentową
pewność, że jutro cały klub będzie o tym wiedział. Rozejdzie się jakaś plotka o
jego rzekomym zauroczeniu tajemniczą dziewczyną. Nie przejmował się tym ani
trochę. Dobrze wiedział, jak szybko chłopakom nudzi się dokuczanie któremuś,
jeżeli to nie przynosi im zamierzonego efektu. Może i był krótko w Madrycie,
ale chłopaki zdążyli wtajemniczyć go w wiele ciekawych szczegółów odnośnie
klubu i tradycji.
Siedziała na
szerokim parapecie w swoim pokoju i obserwowała gwiazdy. Kochała to robić.
Zawsze wtedy mogła marzyć i myśleć nad wszystkim tym, na co nie miała czasu w
ciągu dnia. Teraz na myśl przyszło jej to, czy aby na pewno chce tej zemsty,
żeby ona doszła do skutku. Oczywiście, że nie! To nawet niemiały być jej
porachunki, a jakiegoś zwyrodnialca. Ona robiła to tylko dlatego, że ratuje
brata. Inaczej już dawno nie byłoby jej tutaj. Po jej policzku spłynęła łza. W
co ona się w ogóle wkopała?! Miało być tak pięknie. Krystian zapewniał, że ją
kocha, okazywał to na każdym kroku, a ona głupia wierzyła w to przedstawienie.
Schowała głowę między kolana i zaszlochała. Jest po prostu beznadziejna.
Następnego dnia
wstała niewyspana. Do późna płakała w poduszkę. Łzy nie chciały przestać
cieknąć. Jednak nie to jest teraz ważne, a to, że dziś idzie na mecz. Musi
szybko się ogarnąć, bo wrażenie na Isco samo się nie wywrze, ktoś musi mu
pomóc.
Podniosła się
niechętnie do pozycji siedzącej i rozejrzała dookoła. Kiedy jej wzrok padł na
zegarek ze zdziwieniem musiała stwierdzić, że nie jest tak wcześnie, jakby
mogło się wydawać. Godzina dwunasta trzydzieści była już wystarczająca, żeby w
końcu się obudzić. Z westchnieniem wstała z łóżka i powędrowała do kuchni. Dziś
odwrotna kolejność. Najpierw coś zje, a dopiero później się ubierze. Tak,
zdecydowanie to będzie najlepsze rozwiązanie.
Pół godziny
później stała już na polu ubrana w krótkie spodenki, koszulkę na ramiączkach,
białą czapkę, nadkolanówki i tenisówki. Musiała udać się do jakiegoś sklepu z
akcesoriami kibica. Bądź, co bądź nie zauroczy piłkarza, przychodząc na jego
mecz z pięknym uśmiechem. To zadanie już wymaga ja kilku poświęceń. Co jeszcze
będzie musiała coś od siebie dać i ile? Oby nie za wiele i nie zbyt często.
Stała przed
trykotami. Zastanawiała się, które ma wybrać. Już miała wziąć jego nazwisko,
ale wpadła na genialny pomysł. Niech trochę pozazdrości. Chwyciła koszulkę z
nazwiskiem Ronaldo i udała się do kasy. Już widzi minę mężczyzny, kiedy zobaczy
napis na jej plecach. Uśmiechnęła się do siebie, jednak grymas szybko zszedł z
jej twarzy, zastąpiony zdziwieniem, pomieszanym ze zdezorientowaniem. Dlaczego
ona chce, żeby Isco był o nią zazdrosny? Przecież to nie jest normalne.
Leżała na łóżku i
pisała sms ‘y z Kariną. Przyjaciółka przyleci do niej w sobotę, czyli za dwa
dni, o równej godzinie dwunastej. Już nie mogła się doczekać, wreszcie będzie
mogła porozmawiać z kimś normalnie. Oczywiście o zadaniu nie piśnie nawet
słówka, bo nie jest pewna, czy jej bratu to nie zaszkodzi. Właśnie zaczęła
śmiać się do ekranu, widząc groźbę, jaka wysłała przyjaciółka. Pokręciła głową
i, z powodu późnej godziny, pożegnała z Kari. Musi się szykować na mecz, jeśli
chce zdążyć.
Po dłuższym
namyśle nie zmieniła w swoim wyglądzie prawie nic. Zrobiła tylko kucyki, żeby
długie włosy jej nie przeszkadzały i zmieniła koszulkę na trykot z numerem
siedem. Przejrzała się w lusterku. Wzięła pełne płuca powietrza, by po chwili
wypuścić je ze świstem. To jest jej chwila prawdy. Musi być silna, żeby rozkochać w sobie tego
piłkarza. Wzięła kluczyki, kask, skórzana kurtkę i poszła zobaczyć to „cudo”,
które kupił jej Krystian.
Stanęła w
garażu zaniemówiła. BMW HP4. Skąd on
wiedział, że ten motor jest jej największym marzeniem? No tak, powtarzała mu to
od miesiąca kilkakrotnie. Jednak mimo wszystko jest zdziwiona. Pokręciła głową
i założyła kask. No to się przekonamy, co może ta maszyna.
W przeciągu
piętnastu minut dotarła na stadion. Całą drogę sprawnie wymijała samochody i
inne pojazdy. Kochała jazdę motorem. Zdjęła kurtkę, kask i schowała je do
schowka. Odwróciła się, a na jej twarzy wyrósł wielki uśmiech. Autobus
Królewskich podjechał na parking. Oparła się o swoja maszynę i spuściła głowę,
zakrywając pół twarzy daszkiem czapki, którą założyła z powrotem, zamiast
kasku. Pozna ją, czy nie pozna.
Właśnie wysiadał z
autobusu, którym przyjechali tu z ośrodka szkoleniowego. Cały trening dzisiaj
nie mógł opędzić się od kąśliwych uwag kolegów. Na każdym kroku ktoś śmiał się
z niego, a to za sprawą samego Fabio Coentrao, który wspaniałomyślnie podzielił
się informacja na treningu o koszu stulecia, jaki Isco dostał od dziewczyny.
Westchnął ciężko, a jego wzrok powędrował w kierunku pojedynczej postaci,
opierającej się o czarny motor.
Poznał ją niemalże
od razu, jakby mogło być inaczej? Nie może zapomnieć o tajemniczej dziewczynie.
Poczuł, że musi do niej podejść. Czyżby przyszła na jego mecz? Powiedział
Ramosowi, który akurat stał obok, żeby go nie szukali, bo zaraz przyjdzie.
Sergio pomachał tylko głową z dezaprobatą i przyglądał się, jak jeden z
nowszych zawodników Realu Madryt podchodzi do dziewczyny, o której opowiadał
Fabio dzisiaj. Biedny Isco.
- Znów się spotykamy. – mruknął pod nosem piłkarz. Usłyszał
dźwięczny śmiech dziewczyny.
- Skąd wiedziałeś, że to ja? – zapytała, nie podnosząc
wzroku. Nie pokaże mu tak łatwo twarzy.
- Przeczucie ?– odpowiedział. Czemu ona nie może pokazać mu
oczu. Przecież to nic wielkiego.
- Pytanie, czy stwierdzenie? – zapytała, a jej głowa drgnęła
lekko ku górze.
Poczuł, że musi
spróbować. Wtedy będzie mu się lepiej grało. Dotknął jej podbródka dwoma
placami i po woli podniósł. Kiedy już widział jej twarz w całej okazałości
jęknął zrezygnowany. Zamknęła powieki, tym samym nie pozwalając mu zobaczyć
tęczówek. Usłyszał jej śmiech po raz wtóry.
- Dlaczego tak zależy ci na tym, żeby poznać kolor moich
oczu? – zadała kolejne pytanie.
- To taka rekompensata za to, że nie chcesz mi zdradzić
swojego imienia. – odpowiedział po chwili dłuższego namysłu. Obserwował, jak
wyraz jej twarzy zmienia się. Teraz był zupełnie bez uczuć. Coś, jakby maska.
- No dobrze. – mruknęła pod nosem i uchyliła powieki. Teraz
patrzyli sobie prosto w oczy.
Francisco zaparło
dech w piersi. Ciemno – zielone spojrzenie dziewczyny działało na niego wręcz
hipnotyzująco. Nie mógł odwrócić głowy, żeby zerwać kontaktu wzrokowego. Czuł,
że musi cały czas patrzeć na jej przepiękną twarz. Niestety, to co piękne,
szybko się kończy. Usłyszał, jak chłopaki go wołają. Zamrugał kilka razy i
odwrócił się, żeby sobie pójść. Kiedy stanął w wejściu odwrócił się. Niestety,
zielonookiej już nie było. Westchnął zrezygnowany i udał się w stronę szatni. Strasznie dziwne uczucie, kiedy to
dziewczyna dyktuje zasady.
Gdy tylko udał
się w kierunku wejścia, Soledad, jak najszybciej udała się do najbliższej kasy
i podała bilet miłej pani. Pożegnała się z nią uśmiechem i udała na trybuny.
Oczywiście postanowiła wykorzystywać fakt, że ma dostęp do dosyć sporej ilości
kasy i kupił miejsca w pierwszym od boiska sektorze. Zajęła swoje miejsce i
czekała na rozpoczęcie meczu.
Kibiców było
coraz więcej, miejsca koło nie są już zajęte. Soledad zastanawiała się, jak to
będzie wyglądać. Po raz pierwszy jest na stadionie. Podobno wszyscy kibice,
podczas tych dziewięćdziesięciu minut plus, stają się jak jedna wielka rodzina.
Miała cichą nadzieję, że teraz tak właśnie się stanie. Nie ma zamiaru udawać.
Uwielbia oglądać mecze w telewizji, więc dobrze wie, o co chodzi w tym sporcie.
W końcu pierwszy
gwizdek. Isco gra dzisiaj od początku. Żaden kibic już nie siedzi. Wszyscy
stoją i zaczynają po woli rozkręcać doping. Nawet szatynka dała ponieść się
chwili i razem z dziewczynami, które siedzą po jej obu stronach wykrzykuje
różne hasła i śpiewa przyśpiewki stadionowe. Czuła w sobie tę euforię. Szczęście,
kiedy padały strzały na bramkę przeciwnika i zawód, gdy podania nie są celne,
co skutkuje przejęciem piłki przez przeciwnika.
W pewnym momencie
jej wzrok powędrował prosto na Isco. Piłkarz kiwał się właśnie z zawodnikiem
Valencii, przeciwko której grał dzisiaj Real. Wyraz jego twarzy był zacięty,
skupiony. Nie patrzył na piłkę, a prosto w twarz przeciwnika. Oczy przymrużone,
usta zaciśnięte w wąską kreskę. Ciało lekko pochylone do przodu. Bojowa
postawa. Kopnął piłkę, która przeleciała pomiędzy nogami przeciwnika.
Momentalnie znalazł się przy niej i zaczął biec w kierunku bramki. Gdzieś w
połowie boiska oddał piłkę Sergio Ramosowi po czym przyspieszył. Kiedy tylko
znalazł się w polu karnym futbolówka wróciła pod jego nogi. Jedno zdecydowane
uderzenie i gol!
Wszyscy kibice
zaczęli podskakiwać i wykrzykiwać przydomek strzelca. Flagi herbem powiewały, jedni zaczęli trąbić, inni
zdzierali gardła. Soledad przytuliła się do dziewczyny po jej prawej stronie.
Ta nie protestowała, a nawet wręcz przeciwnie – od razu odwzajemniła uścisk.
Gdy tylko
euforia zdążyła lekko opaść, a „cieszynka” piłkarzy skończyła się, Sol i
Francisco popatrzyli na siebie w tym samym momencie. Piłkarz uśmiechnął się
szeroko, a dziewczyna to odwzajemniła. Zauważyła, jak robi z palców serduszko i
porusza ustami, tworząc dwa słowa. „Dla ciebie”. Poczuła ciepło, rozchodzące
się w podbrzuszu. Nigdy nie liczyła na to, że ktokolwiek zadedykuje jej gola.
Ba! A co dopiero piłkarz Realu! Mimo wszystko, poczuła się szczęśliwa.
Mecz zakończył
się wynikiem dwa do zera na korzyść Madrytu. Uśmiechnięta Soledad stała przed
stadionem przy swoim motorze. Tak, czekała na strzelca pierwszego gola. Nie mogła
się powstrzymać przed tym, żeby usłyszeć jego głos i zobaczyć zadziorny uśmiech
na jego przystojnej twarzy.
Skąd u mnie takie myśli?
- Zgadnij, kto to? – jej ucho owiał ciepły oddech. Na
plecach poczuła przyjemny dreszcz. Jego głosu zdecydowanie mogłaby słuchać
całymi dniami.
- Czyżby piłkarz, niejaki Isco? – zapytała, uśmiechając się
pod nosem. Po chwili znów dane było jej oglądać świat. Jednak poczuła lekki
zawód, kiedy zabrakło ciepła mężczyzny na jej plecach. Nie trwało to długo,
ponieważ Francisco stanął naprzeciwko niej tak, że miała idealny widok na jego
przystojną twarz. – Dziękuję za tego gola. – nic nie odpowiedział, tylko
pokiwał głową, przekazując tym samym stwierdzenie „nie ma za co”.
- Tak swoją drogą, to nie fair. – zaczął. – Ty znasz moje
imię, a ja twojego nie. – dodał, udając obrażonego, kiedy zauważył
niezrozumiały wyraz twarzy dziewczyny. Usłyszał jej dźwięczny śmiech.
- Życie jest nie fair, Francisco. – zaśmiała się, kładąc nacisk
na ostatnie słowo. Mężczyzna fuknął urażony, odwrócił się i poszedł kilka
kroków przed siebie.
Soledad w tym
czasie skorzystała z okazji. Zmieniła czapkę na kask, ubrała kurtkę i odpaliła
silnik. Ruszyła po woli. Stwierdziła, że droczenie się z nim sprawia jej
ogromną przyjemność, więc dlaczego miałaby zrezygnować z tego tak szybko?
Zauważyła, jak piłkarz się odwraca i zaczyna gestykulować w dziwny sposób, żeby
jeszcze została, ale ona tylko pokręciła głową i pojechała w drogę powrotną do
domu.
Kiedy była na miejscu poczuła wielkie zmęczenie. Adrenalina, buzująca w jej żyłach, podczas meczu, zdążyła opaść. Nie miała siły nic zrobić. Przebrała się tylko w piżamy i rzuciła na łóżko. Od razu zapadła w sen, a śnił jej się jeden taki przystojny piłkarz …
Kiedy była na miejscu poczuła wielkie zmęczenie. Adrenalina, buzująca w jej żyłach, podczas meczu, zdążyła opaść. Nie miała siły nic zrobić. Przebrała się tylko w piżamy i rzuciła na łóżko. Od razu zapadła w sen, a śnił jej się jeden taki przystojny piłkarz …
W sobotę rano
wstała w bardzo dobrym humorze. To
właśnie dziś ma przylecieć do niej Karina. Już nie może doczekać się momentu, w
którym po dwóch latach znów będzie mogła zobaczyć przyjaciółkę. Podniosła się
szybko z łóżka i powędrowała do łazienki. Postawiła na szybki, zimny prysznic,
który zawsze stawiał ją na nogi. Tym razem również tak było. Owinęła się
ręcznikiem, drugi zakładając na włosy. Podeszła do szafy, wyglądając za okno.
Pochmurnie, deszczowo i wietrznie. Westchnęła żałośnie. Liczyła dziś na pogodę,
ale ja widać się przeliczyła. No nic, jakoś przeżyje.
Długo musiała
szukać odpowiedniego stroju. Jednak w końcu postawiła na dżinsowe, ciemne
spodnie, czarną bokserkę, tego samego koloru bluzę z motywem Batmana oraz
adidasy, firmy Nike z białymi akcentami. Do tego kolczyki i pierścionek w
formie nutek, a kiedy wysuszyła włosy związała je w warkocza na bok, założyła
czarną czapkę, a na lewy nadgarstek, zegarek >>KLIK<<. Przejrzała się w lustrze. Właśnie
w takim wydaniu czuła się najlepiej.
I w tym momencie
wpadła na genialny pomysł. Już dawno chciała zmienić coś w swoim wyglądzie, ale
nie za bardzo wiedziała, co? Chwyciła klucze do ręki i wybiegła z mieszkania,
zamykając za sobą drzwi. Nie jechała motorem, bo miała blisko. I rzeczywiście.
Już po chwili skręcała w prawo. Stanęła przed wejściem do gabinetu
kosmetycznego. Ruszyła przed siebie, tak zrobi to dzisiaj.
Po piętnastu
minutach cały zabieg był już skończony, a Soledad stała na polu. Była
zadowolone pomimo tego, że dolna warga, którą przebiła, trochę piekła. Wreszcie
mogła robić to, na co ma w danym momencie ochotę, a żaden Krystian nie będzie
jej ograniczał. Jeszcze tylko skończy z tym zadaniem i w końcu będzie
całkowicie wolna.
Już nie mogę się
doczekać!!
~*~
Siemanko.
Jednak się zdecydowałam i dodaję pierwszy rozdział. Nie mam pojęcia, czy są jakieś błędy, bo nie jestem w stanie go sprawdzić.
Mam nadzieję, że wam się spodobał ;)
Pozdrawiam i do następnego,
Nevada.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz